W czasach PRL-u zakupy były nie tylko codziennym obowiązkiem, ale także elementem życia społecznego. Chodziło się z siatką z materiału lub wiklinowym koszem, ponieważ plastikowe reklamówki były rzadkością, a idea jednorazowości niemal nie istniała. Zakupy robiło się w różnych miejscach: warzywniak, sklep mięsny, mleczarnia, kiosk z gazetami. Towar był reglamentowany, często na kartki, a zdobycie cukru czy mięsa graniczyło z cudem. Długie kolejki były normą, ale to właśnie w nich rodziły się rozmowy, znajomości, a czasem nawet przyjaźnie.
Codzienne zakupy wiązały się z dużą dawką planowania. Gospodynie domowe musiały wiedzieć, co kiedy będzie dostępne, jak zaplanować obiad, jak zdobyć brakujące składniki. Każda okazja do kupienia czegoś „ponad normę” była małym sukcesem. Zakupy były też okazją do spotkania z sąsiadami, wymiany informacji, wspólnego ponarzekania i… porady kulinarnej.
Dziś zakupy to zupełnie inna rzeczywistość. Sklepy są otwarte niemal całą dobę, a dostępność towaru jest ogromna. Większość osób korzysta z kart płatniczych, zakupów online i samoobsługowych kas. Pojawiły się też aplikacje z promocjami i szybkie dostawy pod drzwi. Produkty z drugiego końca świata są dostępne na wyciągnięcie ręki – mango, awokado, mleko roślinne, sushi.
Choć wygoda i oszczędność czasu są nie do przecenienia, wielu seniorów zauważa, że zakupy straciły swój “człowieczy” charakter. Brakuje rozmów z ekspedientką, znajomych twarzy i klimatu sprzed lat. Robienie zakupów stało się bardziej transakcją niż doświadczeniem.
Porównując oba światy, trudno nie zauważyć, jak bardzo zmieniło się nasze podejście do codziennych czynności. Jednak dla wielu osób starszych wspomnienia zakupów z młodości wciąż pozostają żywe – jako coś więcej niż tylko czynność, ale element codziennej wspólnoty.